Jesienią ubiegłego roku w końcu udało mi się spełnić jedno z największych, muzycznych marzeń i posłuchać na żywo Nicka Cave’a. Aż nie sposób nazwać to wydarzenie koncertem – to absolutne misterium, na które czekałam przez wiele lat, sprawiło, że płyty tektoniczne mojej duszy rozpoczęły solidne przemeblowanie. Najwyraźniej spadł wtedy na mnie jakiś kosmiczny okruszek, który przemienił się w piosenkę. Jak grom z najjaśniejszego nieba, w jednej chwili spłynęły do mnie „Niedźwiedzie”…